O której kończysz pracę? Wtedy kiedy z niej wychodzisz?

Czy idziesz z nią do domu dźwigając w głowie wszystko czego nie udało ci się dzisiaj zrobić, albo uważasz, że można było zrobić lepiej?

O której zaczynasz pracę? W niedzielę wieczorem?

Zdarza Ci się czasem fantazjować, że chorujesz, tak żeby wreszcie bezkarnie, w usankcjonowany sposób zostać w domu i nic nie musieć robić?
Czy kiedykolwiek ktoś wynagrodził Cię za wszystkie godziny przepracowane poza godzinami pracy?
Dobrze się z tym czujesz?

Ja miałam w swoim zawodowym życiu kilka lat, w trakcie których prawie nie kończyłam pracy.
Moje marzenia się spełniły i trafiłam do szpitala, wreszcie mogłam spokojnie i bez poczucia winy odpocząć. Jednak biorąc pod uwagę całokształt tego rozwiązania, jego cienie i blaski, zdecydowanie bardziej wolę mój nowy sposób na zachowanie równowagi.